O lęku

Zaburzenia lękowe to problem, z którym najczęściej spotykam się w gabinecie psychoterapeutycznym. I tak też pokazują statystyki – to najbardziej powszechne zaburzenie psychiczne, a zaraz następna w kolejce jest depresja wraz z innymi zaburzeniami nastroju.

To co najczęściej skłania osoby do zwrócenia się o pomoc specjalistyczną, to nawracające objawy silnego niepokoju z towarzyszącymi uciążliwymi, nieprzyjemnymi doznaniami fizjologicznymi. Często pojawiające się w sposób niespodziewany, bez wyraźnego powiązania z konkretnymi wydarzeniami, czy okolicznościami.

Objawy fizjologiczne lęku są niekiedy tak silne, powodujące tak znaczne poczucie zagrożenia, że osoby ich doświadczające udają się po pilną pomoc lekarską, obawiając się, że doświadczają np. zawału serca. Mają przeświadczenie, że to czego doświadczają jest wynikiem nagłego pogorszenia stanu zdrowia somatycznego. Po wykonaniu badań na ogół dostają informację zwrotną o braku poważnych problemów zdrowotnych, zostają zaopatrzeni w leki uspokajające, które przynoszą natychmiastową ulgę i dostają zalecenie udania się do gabinetu psychiatry lub psychologa.

Biorąc pod uwagę, jak silny dyskomfort mogą powodować objawy lękowe, zupełnie zrozumiałe jest, że u osób ich doświadczających pojawia się potrzeba szybkiego zapanowania nad lękiem, pragnienie, by jak najszybciej, w prosty sposób się go pozbyć i wrócić do normalnego funkcjonowania. Lęk może być wtedy przeżywany jako coś trudnego do zaakceptowania, jako sabotaż naszej własnej psychiki wobec nas samych, a podejmowane próby walki, czy ucieczki od lęku niestety tylko go nasilają.

I niestety początkowo rozczarowująca jest informacja, że terapii lęku bliżej jest do wytrwałej wędrówki na spotkanie z samym sobą, niż do magicznej sztuczki. Oczywiście istnieją sposoby łagodzące lęk, zmniejszające jego nasilenie, które możemy zastosować w celu obniżenia jego poziomu do takiego, który jest dla nas możliwy do tolerowania. Mowa tu o różnych technikach relaksacyjnych, oddechowych, stabilizujących.

Jednakże istnieje duże prawdopodobieństwo, że korzystanie jedynie z technik obniżających poziom lęku, nie przyniesie trwałych zmian, a objawy będą nawracać. To tak jakbyśmy udając się do lekarza ze złamaną nogą oczekiwali jedynie silnego leku przeciwbólowego, po to, by nadal móc na niej chodzić, skakać i ją obciążać. Owszem, złagodzenie cierpienia pacjenta ma sens, jednakże nie uleczy ono złamanej nogi. A całkowite pozbawienie pacjenta doświadczenia bólu może spowodować, że swoim działaniem, przy braku sygnałów z ciała, pogłębi on uraz.

Jedna z moich nauczycielek terapii powiedziała kiedyś zdanie, które zrobiło na mnie ogromne wrażenie – „Nasze ciało jest nam zawsze życzliwe”. Ono zawsze chce dla nas dobrze. Ono zawsze pokazuje JAK JEST – nie umie kłamać, nie umie racjonalizować ani zaprzeczać (jak robi to często nasz umysł), ma swoje wyraźne granice, które dają o sobie znać, jeśli długotrwale je ignorujemy. Ono zawsze nas kontaktuje z naszą realnością.

Lęk jest właśnie takim wołaniem naszego ciała, naszego układu nerwowego i naszej psychiki. Wołaniem o zaniedbanych potrzebach, o ukrytym, wolnopłynącym poczuciu braku bezpieczeństwa, do którego się adaptujemy i przestajemy je zauważać, o życiu w braku poszanowania dla swojego ciała i jego potrzeby regeneracji i odżywienia. O tym, że tłumimy swoją autentyczność, łykając złość i obracając ją przeciw sobie. O tym, że w domu rodzinnym nasiąknęliśmy takimi przekonaniami o innych i o świecie, które powodują, że funkcjonujemy każdego dnia w niezauważalnym gołym okiem poczuciu zagrożenia i o tym, że nigdy nie odważyliśmy się poddać tych przekonań w wątpliwość.

Lęk jest często o tym, że dalej już tak nie można, że potrzeba zmian i zaopiekowania się tymi kawałkami siebie, które wytrwale ignorowaliśmy. A w tym procesie potrzeba wiele akceptacji, wyrozumiałości, cierpliwości i braku pośpiechu.

Lęk to nasze drzwi to nowej, lepszej relacji z sobą samym.💚